top of page

"Zdradziecka królowa" - Danielle L. Jensen || Książki przy Róży


Witajcie Różyczki!

Dzisiaj opowiem wam nieco o kolejnej książce autorstwa Danielle L. Jensen - "Zdradziecka królowa". Jest to kontynuacja książki "Królestwo mostu", której recenzję możecie przeczytać na tym blogu - wystarczy, że klikniecie tutaj -> [klik].


Jeśli nie czytaliście poprzedniej części, to radzę zrobić to przed przeczytaniem tego postu - będą spojlery!


Zacznę od technicznej strony książki… Składa się z 360 stron, a rozdziałów jest więcej niż w poprzedniej części, bo aż 66 i, tak jak w poprzedniej części, są podzielone na te z perspektywy Arena oraz te z perspektywy Lary. Dla wszystkich tych, którzy polubili postać Arena – na wasze szczęście rozdziałów z jego perspektywy jest znacznie więcej!


Tak, jak przy poprzedniej części, na stronie autorki [klik] możecie znaleźć mapę królestwa mostu oraz wskazówki jak wymawiać poszczególne, trudniejsze nazwy.


Jak pewnie wiele z was pamięta, „Królestwo mostu” skończyło się wygnaniem Lary z Ithicany oraz wzięciem jej króla – Arena – do niewoli przez władcę Maridriny. Od tego też wydarzenia zaczyna się druga część. Lara planuje jak wydostać swojego ukochanego z więzienia, jakim stał się dla niego zamek w Vencii – stolicy Maridriny. Oczywiście pierwszą rzeczą, jaka znajduje się na jej liście było jako-takie porozumienie z Ithicaną i jej tymczasową władczynią – Ahnną, siostrą bliźniaczką Arena. Możecie się domyślać, że skończyło się to dla niej średnio korzystnie, jednak oczywiście, jak również możecie się domyślić – jakoś wybrnęła z tego problemu. Wtedy jednak zaczęły pojawiać się przed nią kolejne. Po pierwsze musiała zebrać swoje siostry, które miały pomóc jej w odbiciu męża, udobruchać je, bo… jak gdyby nie patrzeć – zostawiła je na wpół żywe, samotne, pozbawione jakichkolwiek zapasów, w dodatku na pustyni, z oddziałami uzbrojonych po zęby żołnierzy jej ojca, depczących im po piętach, szukających zbiegłych księżniczek bez jakichkolwiek rozkazów zabraniających ich śmierci. Kolejnym problemem, z jakim musi się zmierzyć w jeszcze niedalekiej przyszłości jest też zamek, z którego nie da się uciec niezauważonym, niezatrzymanym i często też nie martwym.


W dodatku – na Larę po odzyskaniu jej męża nie czeka nic. A przynajmniej nic poza nienawiścią wymierzoną w jej stronę od męża, ojca, sióstr i wszystkich obywateli Ithicany. Nieważne jak spróbujecie na Larę spojrzeć jest okropną zdrajczynią – dla wszystkich. Nie tylko zdradziecką królową, ale żoną, córką, siostrą i przyjaciółką. Ale to nie wszystko co mogę powiedzieć o Larze. Jeśli mam być szczera: w tej części Lara strasznie się nad sobą użala i jest to bardzo nudne! Ale trzeba jej przyznać, że mimo tego użalania się nad sobą, wciąż potrafi się zebrać w sobie i zawalczyć o to, czego chce. Miałam wrażenie, że Lara stała się mocno egoistyczna, w pewnym sensie tego słowa – zapatrzona w siebie, nie potrafiąca zobaczyć siebie oczami innych, a wręcz próbująca się ciągle usprawiedliwiać. Przyznaję, że często mnie tym wszystkim denerwowała.


Jeśli natomiast miałabym powiedzieć coś o Arenie… Król Ithicany zamknięty jest w okupującym jego ojczyznę królestwie, w zamku swojego teścia, a także śmiertelnego wroga. Tam jest torturowany, zmuszany do oglądania dziesiątek swoich bliskich przyjaciół, umierających w męczarniach, a czasem tylko ich martwych, rozkładających się zwłok, powieszonych okrutnie na murze. Oczywiście, jak można się spodziewać nie tylko on nienawidzi nieludzkiego króla Maridriny… Swoich sojuszników znajduje więc w tych, z którymi powinien on być teoretycznie najbliżej – w jego licznych żonach i jeszcze liczniejszym potomstwie. Jak to się potoczy – dowiecie się z książki… Aren w „Zdradzieckiej królowej” również jest egoistyczny – skusiłabym się nawet na stwierdzenie, że jest bardziej uparty i egoistyczny niż Lara. Jednak mam wrażenie, że w jego przypadku jest to nieco bardziej do zniesienia, może dlatego, że to on jest tym najbardziej pokrzywdzonym, a nie odwrotnie. W tym wszystkim jednak jest bardzo głupi, najpierw odrzucając najrozsądniejsze posunięcia, a później rujnując wiele rzeczy…


Nie mogę im jednak odebrać tego, że są bardzo odważnymi postaciami, bardzo walecznymi i przede wszystkim nie poddającymi się we wszystkich bitwach, jakie musieli stoczyć w swoim życiu. Dalej bardzo lubię ich postacie, dalej je cenię i dalej uważam, że mają wszystko, czego oczekuję od głównych bohaterów.


Jeśli chodzi o innych bohaterów…

Mamy tutaj do czynienia z kilkoma nowymi bohaterami, bardzo swoją drogą ciekawymi. Mówię przede wszystkim o rodzeństwie Lary oraz jej ciotkami – innymi żonami jej ojca. W tej części poznajemy trochę bardziej Larę, jej przeszłość oraz to przez co przechodziła, nie tylko jej oczami, ale też oczami innych i moim zdaniem jest to naprawdę bardzo dobrze posunięcie. Mamy tutaj również do czynienia z kilkoma Ithicańczykami – których zaciętość bardzo lubię, ale także z Valcottanką, która… no cóż… pełni dosyć ważną rolę w tej części, ale przede wszystkim o niej też będzie kolejna część.


Osobiście uwielbiam sposób, w jaki pani Jensen tworzy swoje postacie. Wiem, że mówię to w każdej recenzji jej książki, ale taka jest prawda… Jej postacie sprawiają wrażenie żywych, pełnych różnych wspomnień i historii. Może właśnie to dzięki tym „żywym” bohaterom tak bardzo lubię jej dzieła!


Teraz jednak przychodzi nieco trudniejsza dla mnie część… Muszę wam powiedzieć, że ta część była trochę nudna. Oczywiście, można znaleźć w niej wiele ciekawych wątków i wiele ciekawych zdarzeń, ale duża jej część to tylko użalanie się nad sobą, nad swoimi problemami i brakiem możliwości ich rozwiązania. Mam wrażenie, że tutaj pani Jensen nieco mniej skupiła się też na relacjach między bohaterami i przez to niektóre te związki pomiędzy bohaterami brzmią bardzo płytko i nienaturalnie – oczywiście nie wszystkie, ale duża ich część.


Mamy tutaj też trochę scen dla dorosłych i ponownie myślę, że nie są źle napisane, wręcz przeciwnie – wydają się naturalne, nieprzesadzone i wynikają bezpośrednio z uczuć bohaterów, więc tutaj nie mogę się do niczego przyczepić.


Jeśli chodzi o zakończenie natomiast… muszę przyznać, że nie jest najgorsze – wszystko zupełnie logicznie się nam układa, dla niektórych może być ono bardzo satysfakcjonujące, ale mi czegoś w nim brakowało. Nie mogę na nie jakoś bardzo marudzić, bo naprawdę jest to dobre zakończenie – ale krótkie. Krótkie i nie wyjaśniające wielu rzeczy, które moim zdaniem powinny były zostać wyjaśnione.


Mam wielką nadzieję, że może w kolejnej części autorka skupi się trochę bardziej na tej politycznej części historii, bo myślę, że to byłoby zwyczajnie bardziej ciekawe, niż użalanie się nad sobą dwójki głównych bohaterów, prawda? Oczywiście, jak możecie się domyślić, będę cierpliwie czekać na kolejną część i kiedy tylko się ukaże – jej recenzja znajdzie się również na blogu :)


Podsumowując więc, poprzednia część moim zdaniem była znaaacznie lepsza, a przede wszystkim ciekawsza. Przyznaję się, że wiązałam dosyć spore oczekiwania z tą książką i nieco się zawiodłam – może nie jakoś bardzo, nie przesadzajmy, ale trochę tak… Ja, zgodnie z opracowaną przez miesiące formułą, przyznaję jej 6,5 różyczki z 10 możliwych. Oczywiście jestem otwarta na dyskusje, związane z książką – wiecie, gdzie można mnie znaleźć ;)

A teraz – do zobaczenia!


Miłego czytania!

Melanie Rose

10.09.2021r.

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page